Recenzja filmu

Paryż 05:59 (2016)
Olivier Ducastel
Jacques Martineau
Geoffrey Couët
François Nambot

Seks i rozmowy przed wschodem słońca

Kiedy reżyserzy pozwalają ciszy grać pierwsze skrzypce, kiedy skupiają się na obrazach, na mowie ciała aktorów, film jest prawdziwie piękny i poruszający swoją autentycznością. To wrażenie
Dwoje nieznajomych. Miasto nocą. Przypadkowe spotkanie. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Wbrew pozorom nie jest to remake "Przed wschodem słońca". Ale skojarzenie z filmem Richarda Linklatera jest jak najbardziej na miejscu. Francuzi sięgają po tę samą formułę, by opowiedzieć prostą historię o zakochiwaniu się.    


Bohaterami filmu Oliviera Ducastela i Jacquesa Martineau są Théo (Geoffrey Couët) i Hugo (François Nambot). Los sprawił, że znaleźli się tej samej nocy w tym samym gejowskim seks-klubie. To miała być dla nich noc beztroski, zanurzenia się w morzu anonimowych ciał, bez konsekwencji, bez znaczenia. Ale wypadki potoczyły się inaczej. Théo i Hugo wypatrzyli się w tłumie i wydarzyło się między nimi coś, co wykracza poza seksualne uniesienie. Dlatego też nie rozeszli się, nie zapomnieli o sobie, lecz bezwiednie kontynuowali znajomość, poznając się bliżej. I odkryli, że każde spotkanie, nieważne jak przypadkowe, ma swoje konsekwencje, które mogą zaważyć na dalszym ich życiu. "Paryż 05:59" jest więc filmem poruszającym najbardziej uniwersalne z tematów, które choć pokazane są przez pryzmat bohaterów-gejów, to nie stają się przez to mniej uniwersalne. To przypowieść o życiu otulonym świadomością własnej śmiertelności, o cudzie spotkania drugiej osoby, o pięknie zauroczenia, ale i o kruchości procesu zakochiwania się.

Co ważne, reżyserzy skoncentrowali się na tym, by całość oddziaływała na widzów fizycznie i emocjonalnie, byśmy reagowali z głębi naszego jestestwa. Reakcja intelektualna ma się pojawić dopiero jako refleksja po seansie, kiedy oglądający będą układali sobie w głowach to, czego właśnie byli świadkami. Ducastel i Martineau osiągają swój cel poprzez skupienie się przede wszystkim na (audio)wizualnej stronie filmu. To właśnie dlatego "Paryż 05:59" rozpoczyna się od 15-minutowej sekwencji, która dla wielu osób będzie szokująca. Jest to bowiem czysta gejowska pornografia -tyle tylko, że lepiej sfilmowana. Zdjęcia i muzyka tworzą hipnotyczną orgię, bombardującą zmysły odbiorców potokiem bodźców. Zostaje to ostro skontrastowane z resztą filmu, gdzie dominuje pustka i cisza pogrążonego we śnie miasta. Czyni to z całości przypowieść o biblijnym rozmachu: na początku był chaos, z którego wyłonili się Oni – jednostki niezależne, świadome siebie i innych.

Taka struktura pozwala też twórcom na przekazanie widzom, że łatwo jest kogoś spotkać, nawet kiedy wszystko nas rozprasza, kiedy wokół panuje nieokiełznany szum bodźców. Ale poznać drugą osobę można tylko w ciszy, kiedy nic nie odwraca uwagi, kiedy istnieje się tylko we dwoje. To jest piekielnie trudne. Ewidentne przyciąganie napotyka bowiem na przeszkodę, która tkwi w samych jednostkach: ich kompleksach i lękach. Rodząca się więź istnieje więc jako coś potencjalnego, co jedno słowo czy gest może bezpowrotnie zniszczyć.


I kiedy reżyserzy pozwalają ciszy grać pierwsze skrzypce, kiedy skupiają się na obrazach, na mowie ciała aktorów, film jest prawdziwie piękny i poruszający swoją autentycznością. To wrażenie wzmagają jeszcze doskonale dobrani aktorzy. Couët i Nambot nie mają zbyt wielkiego doświadczenia filmowego, a mimo to czynią z Théo i Hugo postaci pełnokrwiste, żywe, naznaczone bliznami na duszy, ale wciąż marzące o zwyczajnym cieple drugiej osoby. Oglądając ich łatwo można zapomnieć, że są to aktorzy, że iskrzące uczucie jest tylko fikcją.

Niestety "Paryż 05:59" nie jest równie udany w partiach dialogowych. Rozmowy bohaterów często przybierają nadmiernie egzaltowaną formę, która nie raziłaby chyba wyłącznie w biografii romantycznych poetów o skłonnościach samobójczych. Twórcy zbyt mocno podkreślają konflikt przyciągania-odpychania się Théo i Hugo. To zaś sprawia wrażenie, jakby dwójka bohaterów była uciekinierami ze szpitala psychiatrycznego, którzy cierpią na ostre przypadki rozdwojenia jaźni i średnio co kwadrans kontrolę przejmowały nad nimi kontrastowo odmienne osobowości, wywracając dynamikę relacji do góry nogami. Na szczęście te niedostatki nie niszczą ogólnego wrażenia. Pozostawiają raczej poczucie, że film nie jest tak dobry, jak być powinien.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film rozpoczyna się blisko półgodzinną sceną seksu dwóch głównych bohaterów – Theo i Hugo, w paryskim... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones